Głupio się przyznać, ale linia brzegowa polskiego Bałtyku, to najrzadziej odwiedzane przeze mnie kulinarne miejsce na mapie naszego kraju. Pierwszy odcinek: start podróży, dużo niewiadomych, jak to na początku bywa, ale jednocześnie czysta karta do zapisania. Gdańsk - przede wszystkim miasto ze swoją cudowną architekturą i zapachem morza podczas spacerów nad kanałami, dużo zabytków i historii, inspirujących do gotowania. To tutaj znajdę przedmiot, który będzie towarzyszył mi w reszcie podróży. Spotkam ludzi, z którymi porozmawiam o pasji do jedzenia i o tym jak przekazywać kulturę danego regionu poprzez dbanie o dziedzictwo kulinarne. Dowiem się też, że „śledź po kaszubsku" to nie ten w pomidorach. No i po raz kolejny przekonam się, że literatura i gotowanie mają ze sobą wiele wspólnego. Zapraszam Was na tę wspólną przygodę.
Na rozgrzaną patelnię wlewamy odrobinę oleju i smażymy na złoty kolor ziemniaki. Zalewamy śmietanką i redukujemy na małym gazie. Jak sos się zagęści a ziemniaki zmiękną dodajemy kminek i ścieramy odrobinę gałki. Pod koniec solimy.
Na kolejną patelnię wlewamy odrobinę oleju i jak jest gorący smażymy turbota. Po 2 minutach przekręcamy, dodajemy masło szyjki rakowe i werbenę cytrynową. Po minucie wyłączamy gaz i solimy.
Nakładamy kolejno na talerz. Ziemniaki, Turbota i dokładamy po małej łyżce kawioru oraz parę listków werbeny dla dekoracji.